poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 11

Poczułam jak ktoś trąci mnie w ramie przez sen. Leniwie otworzyłam jedno oko i spojrzałam a tego potwora. Higgins... Jęknęłam głośno i wymamrotałam coś w stylu: "Zostaw mnie w spokoju, duszo nieczysta" i ponownie wtuliłam się w poduszkę. Ściągnął ze mnie kołdrę. Zwinęłam się w kłębek i starałam się go ignorować. Słyszałam odgłos irytacji, jaki z siebie wydał.
- Vicky, wstawaj do jasnej cholery! Za trzy godziny mamy samolot i się nie wyrobimy!
- Trzy godziny to kupa czasu. Spokojnie zdążymy. - mruknęłam, ale usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Chyba zaczyna mnie mylić z innymi dziewczynami. Czyżby zapomniał, że potrzebuję jakieś dziesięć minut na przygotowanie się? Położył kołdrę obok mnie i spojrzał na mnie. Lekko się uśmiechnęłam. 
- Chce was widzieć gotowych za trzydzieści minut.
- Po co tak wcześnie? Albo dobra. - machnęłam ręką. - Jakieś kryteria co do stroju? 
- Ubierz co chcesz. Idę obudzić Harry'ego.
Wyszedł z pokoju, a ja powlokłam się do szafy. Otworzyłam ją i wyciągnęła coś co jeszcze zostawiłam. Powoli ruszyłam do łazienki. Szybki prysznic od razu rozbudził moje zmysły. Wysuszyłam włosy i ubrałam jakieś wygodne rzeczy. Nawet nie wiem ile będziemy lecieć, ale podejrzewam, że dość długo. Kiedy otwierałam drzwi, poczułam, że kogoś nimi uderzyłam. Od razu spojrzałam na tę osobę. Zaspany Harry trzymał dłoń na czole.
- Bardzo cię przepraszam! - od razu chwyciłam jego dłoń. Zaczęłam mu się przyglądać, czy nic mu się nie stało.
- Nic mi nie jest. - powiedział sennym głosem. - Nie ma co, milutka pobudka... - lekko się uśmiechnął.
- Na prawdę cię przepraszam... 
- Jest okey. - spojrzał w moje oczy. Moje usta mimowolnie wykrzywiły się w drobny uśmieszek. Przygryzłam wargę. - Ale skoro mnie tak przepraszasz, to zwykły buziak wystarczy. 
Cicho się zaśmiałam i chwyciłam jego twarz w dłonie. Stanęłam na palce, pochylając delikatnie jego głowę. Złożyłam pocałunek na miejscu, w które go uderzyłam. Szeroko się uśmiechnął. Zaśmiałam się i ruszyłam do pokoju.
- Lepiej się pośpiesz, bo Paul w końcu dostanie zawału.
Słyszałam jak zaczął się śmiać. Weszłam do pokoju i od razu zabrałam się za kolejne sprawdzanie, czy czegoś na pewno nie zapomniałam. Kiedy to zrobiłam, ruszyłam do kuchni. Zastałam tam moją mamę i Paula, który co jakiś czas zerkał na zegarek. Klepnęłam go w plecy. Zerknął na mnie. Uśmiechnęłam się do niego i zabrałam za robienie płatków. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Chwilę później Harry zszedł na dół. Moja mama podała mu talerz i zaczął konsumować obok mnie.
- Dobra słuchajcie. Najlepiej gdybyście od dzisiaj zaczęli udawać pełną parą. Wiecie.. Jakieś przytulanki, buziaczki i tak dalej. Jestem pewny, że reporterzy będą nas śledzić. Vicky dobrze, że masz bluzę z kapturem. Za 40 minut jedziemy na lotnisko. Jakoś po południu powinniśmy być na miejscu. Jedziecie do domu. Jutro macie dzień wolny, ale spotkacie się z resztą zespołu. Rozumiecie?
- Tak. - odpowiedzieliśmy razem. - Higgins spokojnie. Jesteśmy duzi i damy sobie radę.
- Zmienisz zdanie, kiedy poznasz resztę. Wszystko macie?
- Jeśli się nie uspokoisz, nafaszeruję cię tabletkami na uspokojenie. - warknęłam. - Budzisz nas bladym świtem i nawet nie pozwolisz spokojnie zjeść śniadania. Siądź na tyłku i się zamknij chociaż na pół godziny.
- Tori... - upomniała mnie moja mama, rzucając spojrzenie bazyliszka. Uśmiechnęłam się do niej i wróciłam do jedzenia. Nie minęło pięć minut, kiedy zaczął dzwonić telefon mojego starego przyjaciela. Odebrał wychodząc do do ogrodu. Wywróciłam oczami.
- On tak zawsze?
- Tak. Jak ma coś do roboty to tak. - jęknęłam i uderzyłam głową w blat. - Nie martw się. Da się do niego przyzwyczaić.
- Czy ja wiem... Zawsze był inny. Raczej nigdy się nie przyzwyczaję do znerwicowanego Paula.
Usłyszeliśmy otwieranie się drzwi wejściowych. Zerknęłam w tamtą stronę i po chwili mignęła mi przed oczami czerwona czupryna Ari. Nim się spostrzegłam, wdrapywała mi się na kolana. Jęknęłam i zaczęłam się śmiać. Wszyscy patrzyliśmy na nią zdziwieni.
- Dzień dobry. - powiedziała smutno, wtulając się we mnie.
- Co się stało Rudzielcu? - spojrzałam na nią, obejmując rękami.
- No bo dzisiaj wyjeżdżasz...
- Ale wrócę.
- No wiem, ale dopiero po wakacjach. Zaczniemy wtedy studiować i nie będziemy miały dla siebie tyle czasu...
- O czym ty bredzisz? Idziemy na ten sam uniwerek. Wiele zajęć będziemy mieć razem. Zresztą nie zostawiam cię samej. Zapewniam, że nie będziesz się nudzić. Będę dzwonić codziennie, no i będziemy pisać.
- Ale to nie to samo... Miałyśmy tyle planów, a teraz nic z tego.
- Nadrobimy to. Obiecuję. - spojrzała na mnie, a ja się uśmiechnęłam. Lekko to odwzajemniła. - Chodźmy do salonu. Mimo wszystko jesteś trochę ciężka.
Wszyscy zaśmialiśmy się. Ariana zgrabnie zeskoczyła z moich kolan. Razem z Harrym wstaliśmy, podziękowaliśmy mojej mamie i ruszyliśmy do salonu. Ruda usiadła między nami. Cały czas gadaliśmy i śmialiśmy się. W pewnym momencie włączyliśmy nawet jakąś komedię, której i tak prawie nie oglądaliśmy.
Po jakimś czasie Higgins wszedł do salonu i powiedział, abyśmy się zbierali. Z ociąganiem ruszyliśmy na górę. Wzięłam walizki, obejrzałam pokój i zaczęłam taszczyć je na dół. Ciągnęłam ja nawet po schodach, robiąc straszny hałas. Spojrzeli na mnie z uśmiechem, ale w oczach mamy widziałam łzy. Czyli się zaczyna...
Usłyszeliśmy klakson taksówki. Wszyscy wyszliśmy, a mama zamknęła drzwi. Dobrze, że zadzwonili po siedmioosobowe auto. Kierowca pomógł zapakować nasze walizki do bagażnika, a my zajęliśmy miejsca. Siedziałam obok mamy i Ariany. Obie trzymały mnie za ręce. Wywróciłam oczami i spojrzałam na Harry'ego, który siedział za nami. Szeroko się uśmiechnął. Odwzajemniłam to.
Ruszyliśmy na lotnisko. Mama i moja przyjaciółka dawały mi rady. Niby ich słuchałam, ale myślami byłam już daleko stąd. Jak tam będzie? Czy Harry się nie zmieni? Jak zareaguje reszta chłopaków? Nawet nie zauważyłam, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z samochodu. Wyciągnęłam jedną walizkę, a drugą pomógł mi Harry. Sam niósł swoją torbę. Usłyszeliśmy piski. Spojrzałam w tamtą stronę i dostrzegłam grupkę dziewczyn. Wskazywały na Brytyjczyka. Higgins prawie wepchał nas do środka. Paul załatwiał wszystko, a ja stałam i przytakiwałam mamie. Za kilka chwil mieliśmy lot. Usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię.  Odwróciłam się w tamta stronę i zobaczyłam Nick'a, który od razu zamknął mnie w mocnym uścisku. Wtuliłam się w niego.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz...
- Przecież nie puszczę mojej siostrzyczki w świat bez pożegnania. - uśmiechnął się.
Po chwili znalazłam się w objęciach mamy. Po jej policzkach płynęły łzy. Sama starałam się, aby się nie rozbeczeć. Przyszła kolej na mojego rudzielca. Tuliłyśmy się najdłużej. 
- Przecież za niedługo wrócę. - uśmiechnęłam się do niej. Otarła łzy, starając się to odwzajemnić. Usłyszeliśmy wezwanie, aby się kierować na odprawę. Cała trójka jeszcze raz mnie mocno przytuliła. Podeszłam do loczka i chwyciłam jego dłoń. Pożegnali się z nimi i powoli ruszyliśmy w wyznaczone miejsce. Pomachałam im, zagryzając wargę. Załatwiliśmy wszystko i po chwili znaleźliśmy się na pokładzie. Anglik cały czas trzymał mnie za rękę, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Zajęliśmy wyznaczone miejsca i od razu zapięliśmy pasy. Dopiero teraz z moich oczu wydostały się pierwsze łzy. Styles to zauważył i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego pierś. Nie mówił nic, tylko cierpliwie czekał, głaskając mnie po ramieniu. Usłyszeliśmy głos stewardessy. Po chwili wystartowaliśmy. Zamknęłam oczy, wdychając zapach perfum Harry'ego. W końcu oderwalam się od niego. Delikatnie otarł moje policzki i posłał w moją stronę delikatny uśmiech.
- Już dobrze?
- Tak. - lekko skinęłam głową. - Dziękuję. - nachyliłam się bardziej i musnęłam jego usta. Uśmiechnął się szerzej. Odpiął swoje pasy i to samo uczynił z moimi.
W takim razie mamy kilka dobrych godzin. 
Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się, zwracając na siebie uwagę wszystkich innych. Całowaliśmy się i przytulaliśmy. Czułam się co najmniej dziwnie... Przecież prawie go nie znam. Myślę jednak, że dobrze nam wychodzi to udawanie. Po kilku godzinach Styles włożył w uszy słuchawki, a ja zaczęłam czytać książkę, którą wzięłam ze sobą. Ciągle trzymaliśmy się za rękę. Po przeczytaniu jednej trzeciej powieści, zasnęłam z głową na ramieniu mojego "chłopaka".


~*~

Jakiś czas później, jak się okazało po kilku godzinach poczułam szturchanie w ramię. Mruknęłam coś pod nosem, bardziej wtulając się w moją podusię. Zaraz, zaraz... To nie moja podusia! Ona jest o wiele miększa... Podniosłam głowę i spojrzałam na to, na czym spałam. Ramię Harry'ego. No tak... Przecież lecimy do Londynu. Miałam ochotę uderzyć się w czoło z całej siły. Spojrzałam na osobę, która mnie obudziła.
- Spójrz w okno, kochanie. - powiedział Harry wprost do mojego ucha. Przeniosłam tam wzrok. Byliśmy już nad Londynem. Przynajmniej tak mi się wydaje... Upewniła mnie w tym prośba o zapięcie pasów. Schodziliśmy do lądowania. Patrzyłam na to okienko, a mój chłopak głaskał mnie po zewnętrznej stronie dłoni. Na moje usta wkradł się drobny uśmiech. Zamknęłam oczy, kiedy samolot zetknął się z ziemią. Kiedy je otworzyłam ludzie wstawali ze swoich miejsc i szli w stronę wyjścia. Powoli wstaliśmy i także tam się skierowaliśmyOdebraliśmy nasze bagaże. Harry pomógł mi nałożyć kaptur, a sam założył okulary. Znowu chwycił moją dłoń i delikatnie ją ścisnął.
- Może być trochę głośno. - szepnął mi na ucho. Chwycił jedną z moich toreb, a ja ciągnęłam drugą. Dołączyli do nas jacyś ochroniarze, ale nie zwróciłam na nich większej uwagi. Jeden ruszył przed nami, Higgins szedł obok, a drugi osłaniał nas z tyłu. Spuściłam głowę, tak aby włosy zakryły moją twarz. Te dziewczyny na prawdę potrafią być głośno. Jakimś cudem udało nam się dojść do samochodu. Szybko wsiedliśmy i ruszyliśmy. Odetchnęłam głęboko, kiedy Harry oparł głowę o zagłówek i zamknął oczy. Spojrzałam w bok i zaczęłam przyglądać się krajobrazowi. Poczułam jak chłopak pochyla się w moją stronę. 
- Witamy w Londynie, Vicky. - uśmiechnęłam się i odwróciłam w jego stronę. Złączył nasze usta. No tak... Przed panami Gorylami też mamy udawać. Odwzajemniłam to. Po chwili siedzieliśmy przytuleni do siebie. Obserwowałam wszystko co mijaliśmy. Kiedy się zatrzymaliśmy Paul przypomniał nam, ze jutro mamy jeszcze wolne, ale mamy spotkać się z resztą zespołu. ochroniarze zanieśli nasze rzeczy do środka. Harry pokazał mi najważniejsze miejsca w jego wielkim domu. Zaprowadził mnie do pokoju, w którym miałam teraz zamieszkać. Poszedł do siebie, a ja zajęłam się rozpakowywaniem walizek. Nie dobrnęłam nawet do połowy. Szybko poszłam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Przebrana w piżamę rzuciłam się na łóżko. Wyciągnęłam telefon. Włączyłam go i napisałam do rodziców, Ari i Nicka, że jestem już na miejscu i wszystko jest dobrze. Wyciszyłam go i odłożyłam na półkę. Wygodnie się ułożyłam i zamknęłam oczy. Opatuliłam się kołdrą i już po chwili zasnęłam.


~*~
Przepraszam... Rozdział miał być o wiele wcześniej, ale nie udało mi się tego dokonać. Mam nadzieje, że wakacje mijają wam lepiej niż mi. :) 
Nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że znajdzie się chociaż jedna osoba, która chciałaby, aby się pojawił...
Bardzo proszę o jakiekolwiek komentarze. Zwykłe "czytam" na prawdę bardzo mnie motywuje. 
Pozdrawiam 
Lucky xx



Obserwatorzy